POST 19: Przetestowane i sprawdzone produkty, październik 2016.

Zdecydowanie za dużo rozpisałam się ostatnio o książkach, zatem czas na zmianę. Jako że kolejny miesiąc już za nami (nie wiem jak, kiedy i co się z nim stalo, serio), przyszedł czas na małe podsumowanie produktów, które ostatnimi czasy miałam okazję przetestować i mogę wyrazić o nich opinię. Jak już kiedyś wspominałam, nie używam dużo nowości, ale zdecydowanie lubię zaszaleć jeśli chodzi o szampony do włosów (obsesja, muszę to nazwać po imieniu), dlatego one na pewno będą się ukazywały w takich zestawieniach.

Mam nadzieję, że taki wpis komuś może się przysłuży. Sama bardzo lubię czytać o tym co kto przetestował, dzięki temu wiem od czego na pewno trzymać się z daleka, a co być może warte jest zakupienia i ogólnie brzmi zachęcająco. Zatem zapraszam 🙂

1. Płyn micelarny nawilżający Vianek. Cera sucha i wrażliwa.

Tak jak uwielbiam wszelkie rodzime firmy, które dosłownie ciągle pojawiają się na rynku, tak Vianka nie mogę po prostu przeboleć i zaakceptować bo czuję się wręcz oszukana produktami tej firmy. Nie wiem czy każdy się orientuje, ale jest to jedna z marek Sylveco, firmy z którą między innymi zaczęłam przygodę z naturalną kosmetyką i odejściem od drogeryjnych produktów.

Tym razem zdecydowałam się na zakup kilku kosmetków z najnowszej serii, które po prostu urzekły mnie swoim fantastycznym wyglądem, delikatnymi zapachami i przyjemnymi składami. A że do tej pory nie zdarzyło mi się natrafić na tragiczny i szkodliwy dla mojej skóry płyn micelarny, bez wahania postanowiłam zakupić tenże oto recenzowany. Niestety, kompletnie nie spełnił on moich oczekiwań… Przede wszystkim jest koszmarnie niewydajny. Buteleczka ma 200 ml i taka pojemność starcza mi zazwyczaj spokojnie na 3-4 miesięcy, tak tutaj już po 1,5 musieliśmy się pożegnać. Nie powiem żebym żalowała- niestety nie tylko nie pielęgnował on skóry twarzy, ale dodatkowo ją lekko przesuszał co przy mojej cerze jest wyjątkowo niekorzystne i co więcej, dodatkowo ją podrażniał. Makijaż tym płynem dało się zmywać, ale żeby zrobić to naprawdę dokładnie trzeba było go nalożyć całkiem sporo, dlatego dałam sobie z tym spokój i sięgałam po Aleppo, które jest dla mnie zawsze niezawodne.

Zapach to jest jedna z rzeczy w tym produkcie które mi nie przeszkadzała, delikatny, roślinny, leciutko kwiatowy. Gdyby płyn był bardziej wydajny, to cena też nie byłaby najgorsza jak na naturalny kosmetyk, mianowicie zakupiłam go za około 16 złotych a wiem, że pojawia się on czasami na promocjach więc da się go kupić za korzystniejszą cenę.

Podsumowując zatem, zdecydowanie produktu nie polecam, nie pomaga i nie spełnia swoich zadań, a wrażliwcom może nawet zaszkodzić.

2. Hipoalergiczny fluid matujący Bell HYPOAllergenic, mat&soft.

Do zakupu tego produktu skusiła mnie głównie jego dostępność (ja swoją sztukę zakupiłam w Biedronce :P), niska cena (około 10 zł), dość dobre opinie noi wegańskość. Skład zdecydowanie nie powala na kolana, ale cóż- coś za coś. Niestety nie mam jego zdjęcia, nie mogę także znaleźć go nigdzie na internecie. Znajdował się na kartoniku w który podkład był zapakowany, a ten już niestety dawno zniknął w koszu.

Fluid okazał się jednak naprawdę dobrym produktem, lekkim, średnio kryjącym (przynajmniej w przypadku mojej cery- nie jest zbytnio problematyczna) i utrzymującym się przez cały, normalny dzień. Pisząc normalny mam tu na myśli to, że nie byłam w nim na żadnej siłowni czy innych zajęciach czy treningach, nie wystawiałam twarzy na deszcz czy wiatr, nie mam też zwyczaju dotykać twarzy czy się poprawiać w ciągu dnia, zatem zdecydowanie mogę potwierdzić, że produkt zdał swój test na moich warunkach. Podejrzewam jednak, że w warunkach ekstremalnych nie byłby tak trwały, nie wyglądał też dobrze przy mocniejszym kryciu. Na wieczorne wyjścia zdecydowanie musiałam doprawiać się pudrem mineralnym, bo większa warstwa Bella niestety tworzyła efekt nieprzyjemnej i nieestetycznej maski.

Zatem jak za tą cenę zdecydowanie polecam, jest wygodny w użyciu (plus za pompkę, a gdy produkt się kończy można go spokojnie wyskrobywać ze środka ;)), wydajny i ładnie, delikatnie pachnie. Zahaczając o ten temat- nie wierzcie w nazwę i zapewnienia producenta o jego hipoalrgiczności, nie wiem skąd ten pomysł na promocję produktu, chyba zwyczajne kierowanie się modą. Skład na to nie wskazuje, zapach również (nigdy nie spotkałam się z hipoalergicznym produktem z zapachem…). Zatem polecam, ale z dozą ostrożności i uważnego przeczytania składu, szczególnie w przypadku występowania alegrii i uczuleń.

3. Szampon i odżywka z chmielem do włosów cienkich i normalnych, LAVERA.

Lavera jest dla mnie również wyjątkową firmą, z jej produktami zaczynałam przygodę naturalnej pielęgnacji włosów. I to było naprawdę ładnych parę lat temu, kiedy jeszcze w Polsce ciężko było ją zakupić i dostępne były wersje, możnaby powiedzieć, oryginalne a zatem produkcji niemieckiej. W szamponach i odżywkach się zakochałam, do czasu kiedy zaczęły mi mocno podrażniać skórę głowy. Zerknęłam na opakowanie a tu przykra niespodzianka- produkcja polska… nie ma co mówic, niestety jako konsumenci jesteśmy mocno oszukiwani, testowałam to już wielkorotnie na produktach do czyszczenia, proszkach do prania i zywności. Nie wiem co się dzieje z tymi produktami, czemu w Polsce nie dba się o ich jakość, nie potrafię tego pojąć. W każdym razie do Lavery wróciłam z mieszanymi uczuciami dopiero po wyprowadzce. I naprawdę, naprawdę się nie zawiodłam…cudne składy, dla niektórych pewnie przydługawe ale mi odpowiadają. Mimo że szampon się słabo pieni, (jak wiele z tych bardziej naturalnych, poprzez zamianę ostrych, syntetycznych składników pieniących i czyszczących na bardziej delikatne odpowiedniki) jest nadal wydajny, przyjemnie i świeżo pachnie, stosunkowo też łatwio się z niego korzysta. Szkoda tylko, że opakowania nie można otworzyć żeby wykorzystać zawartość do dna, niestety trzeba przecinać i się paćkać, ale da się przeżyć.

Ponieważ od zawsze, ale to zasze mam fisia na punkcie kupowania kosmetyków do włosów w całości z danej kolekcji (nie zawsze mi się to udaje i trochę czasem musze pocierpieć 😉 ), tak też uczyniłam i tym razem, z czego się bardzo cieszę. Odżywka bowiem spełniła calkowicie swoje zadanie. W przypadku moich włosów było to- ułatwione rozczesywanie, blask, nieobciążanie,miękkość i stosunkowo ładny wygląd po umyciu. Zapach jest taki sam jak szamponu, dlatego też nie było żadnego zgrzytu> Dodatkowo wydajność produktu jest bardzo dobra, odżywka jest naprawdę gęsta i ciężkawa dlatego nie trzeba nakładać jej dużo.

Noi przede wszytkim po zaaplikowaniu obu specyfików, włosy czują się czyste, odświeżone, lekkie i puszyste, a uwierzcie mi- w moim przypadku nie jest to zbyt częsty rezultat. Dlatego też mocno polecam testować produkty do włosów Lavery, są naprawdę wysokiej jakości. Dla zainteresowanych tematem-jako że z Niemiec, są i bio i wegańskie 😉

img_20161110_074151img_20161110_074203img_20161110_074208img_20161110_074237

4. Czekoladowe ciasteczka bezglutenowe Gullon.

Ciastka w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia i od czasu do czasu towarzyszą mi w ciągu dnia. Gullon to firma bezglutenowa, wyrzucająca też ze składów mleko, orzechy i jajka. Wydawałoby się, że takie produkty są zdrowe, lekkie i generalnie można się nimi zajadać mierząc tylko od czasu do czasu poziom cukru 😉 Jednak skład zdecydowanie nie powala, znajdziemy w nim sporo chemii, syropów i cukrów. Dlatego też nie często je kupuje, tylko jak naprawdę najdzie mnie na nie ochota albo przyciśnie mnie chęć na zjedzenie czegokolwiek czekoladowego. W smaku są fantastyczne, malutkie, więc łatwo je transportować i wcinać (naprawdę szybko znikają…), czekolada w nich zawarta rozpuszcza się w ustach i są mocno kakakowe. Nie wiem jak z dostępnością w Polsce, z tego co wiem to pojawiają się w sklepach i na stronach internetowych, więc polecam wrzucić je na spróbowanie do koszyka- ale nie za często, lepiej zrobić sobie podobne samemu w domu 🙂

No, tym razem nie rozpisałam się przesadnie 😛 I bardzo się cieszę, że obyło się w tym miesiącu bez większych bubli (tylko ten nieszczęsny Vianek…), ale w sumie rzadko mi się to zdarza. Wszystko o czym pisałam mogę spokojnie, z czystym sumieniem polecić do wybróbowania na własną rękę.

Miłego weekendu i do zobaczenia! 🙂

Dodaj komentarz